W przywiązaniu jest pewien komizm. Nieważne jak ogromne zaufanie pokładamy w drugiej osobie, przecież nie można być pewnym swojej pewności. Nie powinniśmy obiecywać, obietnice nie powinny istnieć. Zmieniamy się, bo przecież wszystko płynie. Świat, życie, charakter. Pewność to krzywda, którą wyrządzamy, bo jesteśmy och tak bardzo zdecydowani, że nikt inny i tylko ty, że na zawsze i do śmierci, że w zdrowiu i chorobie. Słowa, które kiedyś przydadzą się do starcia łez z podłogi. To raniące, to niedobre. Lepiej z dystansu i powoli. Lepiej od nienawiści, ale szczerze. I myślmy nad tym długo, w nieskończoność, bo ta przeklęta pewność jest tak smutnie niepewna, a niepewność upiornie pewna.
Samolot do Włoch startował o godzinie 13:00 z lotniska w Krakowie nazajutrz, a Kubacki wciąż nie był jeszcze nawet na początku procesu pakowania się. Po tylu latach doświadczenia nadal nie potrafił ogarnąć wszystkiego sprawnie i konsekwentnie.
Także swojego życia, co akurat zdarzyło się po raz pierwszy.
Ze świadomością, że być może zostanie ojcem przetrwał pięć dłużących się koszmarnie dni. W końcu dotarło do niego, że taka możliwość faktycznie istnieje. Frustracja narastała, bo tak między Bogiem, a prawdą, był w beznadziejnym położeniu. Inez nie chciała z nim rozmawiać, bo nie umiała. Potrafiła tylko kpić. Gdyby przestała grać w swoje głupie gierki, wszystko byłoby prostsze. Spotkaliby się, porozmawiali szczerze, ustalili wspólnie co zrobić w tej sytuacji. Ale Inez wolała robić ataki i uniki, wodzić za nos, mieszać w głowie. Robiła to tak bardzo skutecznie, że sam owijał się wokół jej palca. Nie musiała się starać. Znalazła świetną broń, która wytrącała go z równowagi- te liche, papierowe samoloty. Niby nic, zwykłe poskładane krzywo kartki, a jednak nie był na tyle silny, by je wyrzucić.
Coś w nim nie pozwalało mu uwolnić się od sznurków, za które Inez pociągała.
Zjawiła się jak niezapowiedziana wichura i wiedział, że to jeszcze nie był punkt kulminacyjny. Gwarantowany zwrot akcji był tuż tuż, zerkał nieśmiało zza ściany z jej uśmiechem.
Nie da się powstrzymać powodzi przed topieniem- ta fatalna myśl błądziła mu w głowie, obijając się o myśli.
I miała go męczyć w ten sposób jeszcze przez tydzień, bo dokładnie tyle czasu zaplanowano stacjonować w Pragelato.
Był zadowolony, bo po długim oczekiwaniu nareszcie przyszedł czas na samorealizację. Naiwnie wierzył, że odseparuje zagmatwane prywatne życie od sportu.
Tak się nie stało.
Przez 7 dni czuł, że ma na szyi pętlę. Był drażliwy, bo nie trudno zrozumieć, że denerwowało go to "uwiązanie". Reszta drużyny nie wiedziała o małym problemie, który sobie stworzył, więc chłopcy sukcesywnie dokładali Kubackiemu do pieca, powodując jeszcze większą złość.
Oprócz Kota, który postanowił ignorować Dawida.
Kubacki nie wiedział co jest gorsze, komentarze dotyczące jego ponoć "babskiego rozdrażnienia" czy milczenie Kota, który, teraz Dawid był pewny, znał prawdę.
Nie chcąc napinać atmosfery jeszcze bardziej, Kubacki wycofywał się z nocnych popijaw. Siedział w pustym pokoju i myślał w przerwach bezczynnego gapienia się w treść, którą zawierał ostatni samolot. Nie mógł się powstrzymać, aby go nie zabrać. Pogniótł go w bagażu jeszcze bardziej, prawie podarł, ale to nie było ważne, bo słowa wciąż pozostawały te same, napisane jej ręką.
Zastanawiał się wówczas dlaczego bawiło ją zadawanie sobie trudu i przyjeżdżanie do Szaflarów tylko po to, by wrzucić samolot do jego skrzynki pocztowej.
"Ja po prostu czerpię radość z tego, że wędruję, rozumiesz?"
Nie rozumiał.
Co to w ogóle znaczyło? Dlaczego przyszło jej do głowy, żeby napisać akurat te słowa? Miały jakiekolwiek odniesienie do ich położenia?
Nie miały, po prostu chciała by powtarzał je sobie na okrągło i utwierdzał się w przekonaniu, że jest między nimi przepaść, nad którą nie da się zbudować żadnego mostu.
Czwartego dnia niechcący natknął się na Kota w szatni. Wydawało mu się, że jeśli przyjdzie wcześniej, nikogo nie spotka. Ta zasada jak dotychczas działała, ale czwartego dnia Maciek w niezapiętym kombinezonie siedział w środku drewnianego domku, na ławce.
Kubacki tylko z grzeczności kiwnął mu głową na powitanie. Kot był bardziej rozgadany.
- Jaki się z ciebie ranny ptaszek nagle zrobił- powiedział, zerkając na niego z zaciekawieniem.
- I nawzajem- mruknął Dawid, łudząc się, że utnie tym samym rozmowę.
- Słyszałem, że starszyzna plemienna ma zamiar zmyć ci głowę.
Kubacki uśmiechnął się krzywo.
- Po co mi to mówisz?
Brunet wzruszył ramionami z niewinną miną.
- Chcę żebyś się spodziewał. Nie przewidziałem, że faktycznie możesz już mieć dosyć wszelkiego "spodziewania się"- odparł, a po chwili parsknął śmiechem.
Dawid z trzaskiem zamknął drzwi metalowej szafki. Pojął aluzję. Nim zdążył się powstrzymać, dał upust całej tej furii, która nie dawała mu normalnie funkcjonować.
- Masz mi coś konkretnego do obwieszczenia? Bo oprócz "spodziewania się" mam też dosyć pierdolonych niedopowiedzeń i kretyńskich gierek! Zrób mi przysługę: nie wtrącaj dupy w nie swoje sprawy!
Krzyczał zbyt głośno. W drzwiach szatni pojawił się jeden ze szkoleniowców.
- Gorzej wam?- mruknął i spojrzał ze znudzeniem po twarzach skoczków.
Maciek uśmiechał się z zażenowaniem, Dawid zaś starał się uspokoić. Domyślał się, że tym wybuchem tylko sprawił Kotowi satysfakcję.
- Ta Inez to fajna laska, ale współczuję ci naprawdę bardzo.
Gdyby nie jego szeroki uśmiech, Kubacki mógłby uwierzyć, że mówi szczerze.
Dziwna wymiana zdań z Kotem pozostała niedokończona, bo Dawid wypadł z szatni, nie znajdując w sobie adekwatnych słów odpowiedzi.
Jaki interes miał Maciej?
Dodał to pytanie do pozostałych łamigłówek, których nie zdołał rozwikłać. Pomiędzy "Jak długo Inez zamierza ciągnąć tę maskaradę?" a "Czy potrafiłby stawić czoła ojcostwu?".
Na szczęście, mimo że tydzień był koszmarny, mijał dosyć sprawnie. I tak zanim zdążył odgadnąć rozwiązanie choć jednej z zagadek, wracał już do domu. Samolot nie opóźnił się ani o minutę, lot przebiegł pomyślnie, podróż z Krakowa również.
Przyjechał po niego na lotnisko ojciec. Nawet on, choć będący w dosyć lichej relacji z synem, zauważył, że coś go trapi. Po zakończeniu standardowej rozmowy o wrażenia z Pragelato starszy Kubacki w końcu zapytał:
- Wszystko na pewno ok? Jakiś dziwny jesteś.
Dawid milczał.
Jak jego ojciec zareagowałby na wieść o byciu dziadkiem? Nie miał nawet 50 lat i nie był typem człowieka rodzinnego. Poza tym czasami bywał bardzo zasadniczy. Nie ucieszyłby się, że kochany synek zrobił dziecko na imprezie.
- Ok. Zmęczony jestem.
Aby już nic więcej nie mówić odchylił siedzenie do tyłu i położył się. Wcale nie chciało mu się spać.
Gdyby wiedział, co czeka go w domu, wróciłby z powrotem do Włoch autostopem.
Kubaccy, jako rodzina bardzo oddana tradycji, zjedli w dniu przyjazdu Dawida dużą kolację, która w zamierzeniu miała być konsumowana w serdecznej atmosferze. Wszystko szło zgodnie z planem dopóki jego siostra nie wyznała, że dzisiaj rano wyjęła ze skrzynki pocztowej około dwadzieścia identycznych, zmiętych papierowych samolotów. Pobladł, gdy spojrzała na niego z wymownym uśmiechem. Kubaccy byli mocno zdziwieni tą sytuacją. Roztrząsali temat jeszcze przez bite piętnaście minut i tyleż czasu Dawid musiał wytrzymywać ciekawskie spojrzenia siostry.
Tej nocy Dawid spędził kilka godzin w kuchni, siedząc na podłodze otoczony stertą kartkek. Na każdej kartce był napisany tylko jeden wyraz, czasami spójnik, więc Kubacki wywnioskował, że tym razem sam musi ułożyć z danych słów zdanie.
Najpierw pomyślał, że to śmieszne. Nie ma przecież czasu na zabawę w dopasowywanie puzzli. Nie będzie odstawiał cyrku i zarywał noc przez absurd takiego pokroju.
Ale został, zagłuszając głos w głowie, który podszeptywał z chichotem: "Kukła na sznurkach".
Zadzwonił do niej z czystej desperacji. Te cholerne samoloty nie miały sensu. Dosłownie i w przenośni, bo słowa w nich zawarte nie pasowały do siebie, nieważne jak bardzo się starał, a sam fakt, że wpadła na taki pomysł i przywiozła ich tak dużo, był komiczny.
Już i tak za długo tłumił w sobie furię. Zadzwonił, nie zważając na to, czy ma do powiedzenia coś szczególnego. A nie miał. Zadzwonił, chociaż jak dotąd nie czuł się na siłach żeby to zrobić. Inez rozkładała go na łopatki w każdej rozmowie. Zadzwonił bezmyślnie, ot aby coś zrobić.
- Jak tam puzzle?- odezwała się zaczepnie.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Nie będziesz mną manipulować. Nie rób takich rzeczy. Nie przyjeżdżaj tutaj. Odczep się. -wyrzucił na jednym oddechu i tak szybko, że gdyby sam nie wiedział, co powiedział, z pewnością nic by z tego nie zrozumiał.
- Widzę, że wkraczamy w dolinę sfrustrowanych. Zapnij pas, synku, to jest rollercoaster.
Widział ją teraz rozłożoną na ławce z ironicznym uśmiechem.
- O co ci chodzi?
- Wszystko masz tam napisane. Rusz swoją zjawiskowo piękną głową.
- Nie! Daj mi chociaż jedną konkretną odpowiedź. Po co robisz to wszystko? Po co? Tylko tyle chcę wiedzieć.
Pauza i cichy szum w słuchawce.
- Mam USG pojutrze.
Przed żadnym konkursem nigdy nie był tak zdenerwowany jak wówczas gdy wysiadała z warczącej regaty pod budynkiem przychodni. Czuł się jakby oglądał swoje poczynania z perspektywy kogoś obcego. Widział idiotę, którego zmanipulowanie jest łatwiejsze niż zabranie dziecku cukierka.
Jak dał się przekonać?
Nie powinien był do niej dzwonić kiedy jego mózg był w połowie nieprzytomny. Tylko zaczęła temat, a pochwycił go momentalnie i nie mógł wyrzucić wizji małej, zwiniętej istoty na niewyraźnym obrazie z głowy. Wyobrażał sobie, że głos, który wyzywał go w jego myślach od frajerów, wygląda tak jak on, stoi obok i z politowaniem obserwuje całą scenę.
- Taka odwaga z twojej strony- mruknęła Inez na powitanie.- Jeśli wciąż myślisz, że mam zamiar podrzucić ci kukułcze jajo, lepiej przyjrzyj się tej małej łajzie.
Nie odpowiedział, usiłując przekonać siebie, że przyspieszone bicie serca jest całkowicie przeciętnym zjawiskiem.
Ruszyli do środka budynku. Kubacki z niepewnością rozglądał się po ścianach korytarza prowadzącego do gabinetu ginekologicznego. Wisiały na nich plakaty przedstawiające różne stadia rozwoju płodu, postery z zasadami żywieniowymi dla kobiet w ciąży oraz te zakazujące przyjmowania używek. Czuł, że kobiety czekające na ławkach obserwują jego i Inez, i zastanawiał się, co mogą o nich myśleć. Nie wyglądali jak para. Ona szła pierwsza, on zachowując odległość. Być może wydawało się, że wcale nie chciał znajdować się w tym miejscu, ale będąc ze sobą całkowicie szczerym, nie mógł tego przyznać.
Gdy pulchna pielęgniarka wyszła z gabinetu i poprosiła kolejną osobę, Kubacki poczuł ucisk w żołądku. Czego się bał? Tego co zobaczy, czy swojej reakcji na to?
Zebrał resztki odwagi z podłogi i wkroczył do pomieszczenia tuż za Inez. Pielęgniarka poprowadziła ich do pokoju obok, gdzie znajdował się aparat ultrasonograficzny oraz łóżko lekarskie, przy którym na krześle siedziała młoda, czarnowłosa doktor. Uśmiechnęła się do nich przyjaźnie, ukazując szereg białych, równych zębów.
- Przyprowadziłam sobie dzisiaj widza- powiedziała Inez, z uśmiechem kładąc się na łóżku.
Zdezorientowany Dawid z wahaniem zerknął na reakcję lekarki. Wiedział, że sposób bycia Inez nie może być odbierany jako kulturalny, jednak kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej, obserwując ją uważnie.
"Dobrze się znają", pomyślał skołowany.
Ciężarna i ginekolog wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, po czym ta druga w końcu zwróciła się w jego stronę.
- Dzień dobry. To wielkie przeżycie, po raz pierwszy zobaczyć swojego pierworodnego- powiedziała i przejrzała dokumenty, które trzymała na kolanach.
Chciał odpowiedzieć z przekąsem, ale nie potrafił. Ostatecznie, czyż nie miała racji?
We dwie podjęły rozmowę na temat przebiegu ciąży i samopoczucia Inez. Przysłuchiwał się uważnie, ale koncentrował się z trudnością. Dziwne myśli krążyły w jego głowie, nie pozwalając mu się skupić. W końcu umilkły i doktor przysunęła aparat bliżej siebie. Kubacki obserwował jak nakłada na głowicę sondy przeźroczysty żel. Poczuł, że Inez mu się przygląda.
Leżała na wznak z koszulką podwiniętą pod piersi. Nie mógł odgadnąć, co teraz myśli. Jej wyraz twarzy był dla niego nieczytelny, nie pierwszy raz zresztą.
- Nie narób nam wstydu, czarodzieju. Tracenie przytomności jest zabronione, moczenie się również.
Wolałby żeby nic nie mówiła.
Urządzenie dotknęło jasnego brzucha Inez. Po kilku ruchach na ekranie aparatu pojawił się wyraźny zarys małej, przypominającej fasolkę postaci. Zwłaszcza widoczny był jej profil. Dawid analizował kontury czaszki, zakrzywienie nosa, kształt ucha. Dopiero po kilku minutach zerknął na Inez. Ta nieobecnym wzrokiem wodziła po ścianach gabinetu, jakby niezainteresowana całą sytuacją. Miał ochotę nią potrząsnąć. Chciał żeby przestała zachowywać się w ten sposób. Nigdy nie mógł określić co konkretnie go w niej irytowało, ale teraz to stało się takie oczywiste.
Problemem było to, że ona w nic nie wierzyła. Nie była zdolna ani do uniesień, ani do zachwytów, ale najgorszy był jej paskudny, odstraszający neutralizm. Może źle ją oceniał, przecież nigdy nie rozmawiali otwarcie. Ale istotą jej maniery było to, że nie pozwalała aby ktoś ją poznał. Prawdziwa bliskość kłóciła się z byciem Inez, zdolnej wyłącznie do zbliżeń fizycznych.
Jeszcze raz spojrzał na ekran. Zwinięte ciałko czegoś... kogoś, kto być może jest mu bliższy niż ktokolwiek inny. I spojrzał znów na Inez, spokojną, zadumaną Inez, uświadamiając sobie, jak im do siebie daleko.
Wyszli z gabinetu milcząc. Kubacki z niechęcią oczekiwał komentarza dziewczyny. Nie miał wątpliwości, że takowy nastąpi i jak zwykle spowoduje, że nie będzie mógł się pozbierać. Oczekiwali wydruku USG. Pod koniec wizyty Inez znacznie się ożywiła. Gawędziła z panią doktor jakby były starymi, dobrymi przyjaciółkami.
Jednak nie wypowiedziała ani słowa, a Dawid zaczynał czuć się nieswojo. Z ich krótkiej znajomości zdążył wywnioskować, że Inez nieczęsto bywa cicha.
Po dziesięciu minutach z gabinetu wyszła znana im już pielęgniarka i wręczyła Inez zdjęcia.
Udali się do wyjścia, wciąż milcząc, jakby nie byli sobą. To był ten rodzaj ciszy, gdy nie wiadomo czy większą pomyłką jest w niej trwać, czy się odezwać.
Przed budynkiem czekała na nią żółta regata i wierna przyjaciółka, oparta o jej maskę. Pandora kiwnęła Inez głową, zaciągając się papierosem. Z jakiegoś powodu Dawid pomyślał, że towarzystwo Pandory nie jest dobre dla Inez, ale zaraz roześmiał się w duchu z własnej głupoty, bo przecież jedna bez drugiej nie istnieje.
Brunetka stanęła i odwróciła się do niego.
- I co sądzisz o naszym małym przyjacielu? -spytała.
Patrzył na nią, rozważając jaka odpowiedź będzie słuszna. W końcu stwierdził, że żadna.
- Inez...- zaczął, ale była szybsza.
- Tak na prawdę nie chcę cię słuchać- uśmiechnęła się krzywo.- Wszystko co powiesz będzie nic niewarte.
Utkwił wzrok w wisiorku, który nosiła na szyi. Mały łabędź, a może żuraw? Nie pasował do niej całkowicie, był zbyt subtelny i zbyt piękny.
Roześmiała się w końcu. Oddarła jedno zdjęcie z pliku, który dostała, wzięła jego rękę i położyła je na otwartej dłoni, po czym zacisnęła na nim jego palce.
- Taki jesteś zabawny, kiedy jesteś niemy. Plus dziesięć do seksapilu.
- Inez- burknęła Pandora. Rzuciła dopalonego papierosa na ziemię i zadeptała.- Całuj księcia w dupę i jedziemy.
Kiedy Pandora wsiadła do samochodu, Inez powiedziała:
- Jest czarującą francą, której nienawidzę uwielbiać- westchnęła.- Trzeba jakoś pchać tę biedę. Nie wyjdź z obiegu.
Poklepała go po ramieniu i wsiadła do auta. Stał w miejscu, póki regata nie zniknęła z pola widzenia. Wtedy odszukał na parkingu samochód ojca i pojechał do Szaflarów, trzymając w zaciśniętej na kierownicy pięści powód mającej nadejść bezsenności.
_______________________________________________
Drobne ogłoszenia duszpasterskie ze strony earthquake:
1. Chciałam gorąco podziękować wszystkim (po raz kolejny, wazelinki nigdy nie za wiele), którzy czytają ten mniej lub bardziej zadowalający skutek mojego stukania w klawisze. Podwójnie gorąco dziękuję tym, którzy komentują i tym samym leją miód na serducho (bo negatywnych opinii jeszcze nie dostałam), cholernie wręcz motywując do dalszego rozmyślania o rozwoju relacji na linii Prężne Kadzidło-Dziewczyna Huragan.
2. Chyba nareszcie znalazłam zakończenie tego opowiadania i cieszę się z tego niezmiernie, bo mam w końcu określone ramy i wiem na jaką ilość rozdziałów rozłożyć fabułę.
3. Zakładka z muzyką jest nieuaktualniona ponieważ jest około pięćset tysięcy piosenek, które mnie inspirują, a żadnej nie umiem dopasować do rozdziału. To się zrobi, obiecuję.
4. Wisienka na torcie: jakiś czas temu coś pokusiło mnie do napisania bardzo dziwacznego prologu bardzo smutnej opowieści, która przedstawia właściwie prawdziwą historię pewnej dziewczyny. Tematycznie jest to opowiadanie związane ze skokami i bohaterem jest skoczek, którego imię zdradzę w ostatnim rozdziale. Teraz to ruszyłam, powstał pierwszy rozdział. Myślę, że wkrótce zacznę publikować, bo blog już jest założony.
Koniec ogłoszeń. Pchajcie tę biedę!