papierowe samoloty

niedziela, 8 grudnia 2013

I. samolot zwiastujący trzęsienie ziemi

Czas mijał szybko.
Głupota.
Tak naprawdę mijał w stałym tempie, bo jest jedną z tych rzeczy, których zmienić się nie da. Tak jak pogody, losu i uczuć. To znaczy: możemy zmienić los i uczucia, ale sęk w tym, że zazwyczaj wcale nie chcemy. Jest jeszcze druga opcja: nie potrafimy odpuszczać. Niemożność pozwolenia czemuś po prostu umrzeć mamy zapisaną w genach. 
Dawid na chwilę obecną nie mógł pozwolić umrzeć minionemu sezonowi, a czas trochę z niego drwił, bo wydawało mu się, że pędzi przekraczając barierę szybkości dźwięku. Kubackiemu było to nie w smak. Jak powszechnie wiadomo nielogicznym zwyczajem lubimy przeżywać małe depresje po przeżyciu fantastycznych chwil. I rozpamiętywać też uwielbiamy. Niektórym z nas należy się doktorat z ciągłego powracania do przeszłości.
Dlaczego?
Ponieważ wspomnienia to bardzo nietrwałe kawałki życia, które wciąż ulegają korozji. Dlatego te dobre wspomnienia chcemy pielęgnować. 
Pierwszy udany sezon, pierwsze punkty. 
Dlaczego przeszłość ma wielkie znaczenie? Oprócz tego, że daje podwaliny pod to, co ma się wydarzyć, bywa przecież taka uciążliwa. Atakuje w najmniej oczekiwanych momentach. Przeszkadza, jest namolna, odbiera zdolność racjonalnego myślenia. Jej błędy idą za tobą jakbyś wdepnął w oblane farbą miejsce.
Przecież to oczywiste, że nieważne jakby ją postrzegać, zawsze jest złożona z pomyłek i sukcesów.
Dawid, mimo tak wielu pomyłek i tak niewielu sukcesów, miał przynajmniej jasno wyznaczone granice między jednymi a drugimi. Dokonanie podziału jest rzekomo bardzo proste. No właśnie, rzekomo. 
Najgorzej jest gdy sami gubimy się w odbiorze wspomnień i nie wiemy czego żałujemy, a czego nie. I nie ma czasu, aby się nad tym zastanowić. I nagle dociera do nas, że trwamy w cholernym  impasie. 


*
To był maj. Szaflary pachniały nierozwiniętym jeszcze kwieciem i świeżością, czyli przede wszystkim wiosną. Kubacki czerpał z życia garściami. Tego popołudnia na przykład, nieświadomie zaczerpnął pełną garść snu. Po bezsennej praktycznie nocy w działkowym bungalowie znajomych, pół dnia czuł się jak duch. Robiąc dobra minę przed rodziną postanowił, że drzemka w modelarni obwołana bardzo głośno słowami "Nie przeszkadzajcie mi, muszę się skupić nad sterowcem", załatwi sprawę. 
Nie załatwiła. 
Kiedy warkot, zdawałoby się, konającego już silnika i okrutne trzaski drzwiami samochodowymi zbudziły chłopaka, ten miał wrażenie, że na zewnątrz rozpętała się co najmniej wojna, a w jego głowie ktoś puszcza fajerwerki. Niepewnie, zamroczony jeszcze snem, podźwignął się z krzesła i doszedł do okna. Przed bramą zaparkowano sędziwego fiata regatę, a o drzwi kierowcy opierała się ubrana na czarno dziewczyna. Stała tyłem, więc nie mógł dostrzec twarzy, ale nawet w swojej wątpliwej dyspozycji poznał po sylwetce, że jest mu całkowicie nieznana. Nagle dziewczyna odkręciła się i zaczęła mówić, patrząc na osobę, która najwyraźniej znajdowała się po drugiej stronie, a której Dawid nie mógł widzieć, bo zasłaniał ją rozłożysty świerk. Temat rozmowy musiał być albo bardzo frapujący, ale podnoszący ciśnienie, bo pani kierowca energicznie gestykulowała rękoma. 
Minutę później zadzwonił domofon i Dawid w końcu ocknął się z otępienia. Zbiegł na dół świadom, że choćby się paliło i waliło, jego leniwej siostrze nigdy nie chciałoby się zejść i otworzyć bramy. Podniósł słuchawkę.
- Tak?
Przez krótką chwilę słyszał tylko stłumione krzyki. 
-  We własnej osobie! Ja to mam szczęście. 
Zmarszczył brwi. Znał ten głos. Nie wiedział skąd i do kogo należał, ale był pewien, że słyszał go przynajmniej raz. 
- Y... w czym mogę pomóc? 
- W pchaniu wózka. Szczegóły potem. Zainteresowany na tyle by wpuścić mnie do swojej skocznej twierdzy? 
I nagle dotarło do niego z kim rozmawia. Przed oczami wyświetlił mu się krótkometrażowy film z Wisły z urwanym zakończeniem. Zrobiło się gorąco. 
Po co przyjechała? Chciał się dowiedzieć, ale intuicja podpowiadała mu, że z pewnością nie był to błahy powód. A on nie był gotowy na konfrontację z nią. Zrozumieli się wtedy, przed pięcioma miesiącami. I on i ona mieli jasno określone intencje, więc dlaczego ona teraz stoi na jego podjeździe? 
Spanikował. Rozważył milion odpowiedzi, ale żadna nie była choć w połowie tak głupia jak ta, którą wypowiedział na głos. 
- To chyba pomyłka. 
Jak zwykle miała ripostę na poczekaniu. 
- Owszem, to była całkiem spora pomyłka, ale niczego nie żałuję, byłeś niezły. 
Skrzywił się, doskonale zrozumiał do czego pije. Powinien odłożyć słuchawkę. Zignorować ją, niezależnie od tego, jak chamskie by się to wydawało. 
Znał ją raptem dwa dni i to wystarczyło. Gdyby dał jej drzazgę, rozpaliłaby ognisko własną wyobraźnią. 
- Słyszę trybiki w twojej głowie- odezwała się, przybierając ten charakterystyczny drwiąco-marzycielski ton, który uświadamia ci, że jesteś naprawdę tępy. 
- Inez, jak mnie znalazłaś? 
- Poważnie, nie otworzysz mi nawet furtki? 
 Oprócz jej głosu znów słychać było czyjeś krzyki.
- Pandora wyraża głębokie rozczarowanie twoim zachowaniem- dopowiedziała i znów pojawiły się tylko krzyki.
Nie dlatego, że nie chciał, ale dlatego, że nie powinien. 
Powtórzył to sobie dziesięć razy i odłożył słuchawkę na widełki. 

Rodzice wrócili późno. Leżał na kanapie w salonie, mając nadzieję, że wcale go nie zauważą. Faktycznie, chichocząc powędrowali na górę, zbyt zajęci sobą. Nawet nie zapalili światła, więc po drodze trochę się poobijali. 
Miał powód dla którego spędził kilka godzin na dole. Czekał na nich z obmyślonym i wyuczonym na pamięć wyjaśnieniem dlaczego dwie nieznajome czekają przed podjazdem i wypytują o niego. Spodziewał się, że coś takiego byłoby w stylu Inez, ale oczywiście, ani ona ani panna krzykaczka nie czekały ani chwili. Słyszał ryk silnika, odjechały kilka sekund po felernej rozmowie. Mimo to miał głupie wrażenie, że wciąż tam stoją. Dopiero gdy drzwi sypialni rodziców się zamknęły i śmiech ustał, Dawid zdał sobie sprawę, że nie jest postacią z harlequina i może już pozwolić swojemu mózgowi myśleć racjonalnie.
- Kretyn- mruknął pod nosem. 
Wstał, wspiął się po schodach na piętro i zaszył w pokoju. Zasypiał, raz po raz odtwarzając w głowie ten sam film. 
Na szczęście był zbyt zmęczony, by cokolwiek mu się śniło.  

Jeśli choć przez chwilę wydawało mu się, że dziewczyna tak łatwo odpuści, musiał rzeczywiście być kretynem. 
Dwa dni. To wystarczyło. 
Wstał wcześnie i ubrał się w dres, z zamiarem pobiegania po okolicy. Specjalnie obudził się nad ranem, kiedy reszta domowników spała. Chciał przeczyścić nieco umysł przed spotkaniem przy stole, a nic nie robi tego lepiej niż pięć kilometrów intensywnego biegu. 
Wyszedł, uważając by swoim zwyczajem nie trzasnąć drzwiami. Włączył mp4 i potruchtał do bramy. Sięgnął do wbudowanej w murek skrzynki po klucz od furtki, a jego dłoń natrafiła na coś papierowego. Kształtem nie przypominało listu. Wyjął znalezisko.
Kartka z notesu w kratkę złożona nieudolnie w samolot.
Rozwinął arcydzieło origami. Od wewnątrz, jak się spodziewał, była wiadomość napisana szerokim, trochę dziecinnym, ale ładnym pismem. Kilkakrotnie przeczytał treść.
Nie chce, ale powinien to wyrzucić. 
Powtórzył mantrę kilka razy, ale tym razem siebie nie posłuchał. Zamiast podrzeć kartkę i wrzucić do rowu, zmiął ją i ulokował w kieszeni bluzy. 
Postarał się ograniczyć barwne epitety pod swoim adresem. Biegł szybko, zadowolony, że wiatr mocno dmie mu w twarz. Próbował skupić się na utrzymaniu tempa. 
Lista powodów dlaczego nie warto się z nią kontaktować jest nieskończenie długa. Bo treningi wymagają sto procent jego koncentracji, bo Inez jest chodzącym huraganem, bo nie jest typem osoby, która po prostu pyta "Co słychać?", bo dręczy go przeczucie, że gdy pojawia się w czyimś życiu, nie potrafi zostawiać po sobie porządku. 
Dramatyzuje, jak zwykle dramatyzuje. 
Przystanął, opierając ręce na kolanach. 
Metr sześćdziesiąt czystej nieprzewidywalności, oto problem. 
Po kilku minutach, z równie wielkim mętlikiem w głowie co wcześniej, zawrócił do domu.

Śniadanie, kłótnię z siostrą, obiad, użalanie się nad nieskończonym sterowcem na poddaszu i trzy maile od znajomych później, leżąc na łóżku z otwartym podręcznikiem do biomechaniki, zastanawiał się, czy kartka w kieszeni bluzy nadal tam jest, czy może cudem wypadła w trakcie biegu. 
Chciałby żeby nie wypadła, ale powinien chcieć żeby wypadła. Nie było powodu żeby tak się zadręczał. Inez robi dużo szumu, ale jest niegroźna. 
A przynajmniej bardzo chciał w to wierzyć. 
Podniósł się. Z bluzy zawieszonej na oparciu krzesła wyjął zmięty papier. Rozwinął go i znów zlustrował wzrokiem linijki tekstu.
Sięgnął po leżący na biurku telefon, wystukał na ekranie rząd cyfr, zadzwonił. 
Już po pierwszym sygnale chciał się rozłączyć, ale ona była szybsza.
- Gorąca linia Inez.
- Po co przyjechałaś? 
Sam siebie zaskoczył stanowczością. Ostatecznie o to przecież chodziło. Wyciągnąć z niej informację, rozłączyć się i żyć dalej. 
- Aż cię skręcało żeby zadzwonić, co? 
Zacisnął szczękę. Czy ona musi wciąż odpowiadać pytaniem na pytanie? Drażniło go to koszmarnie, tym bardziej, że miała rację.
- Nie chcę się z tobą kontaktować, rozumiesz? Jeden krótki epizod nie robi z nas znajomych. Po co do mnie przyjechałaś?- powtórzył znów i znów miał wrażenie, że zabrzmiał jak desperata.
- Miałeś całkiem niezłą szansę by się dowiedzieć. Nie dalej niż wczoraj mogłeś o to spytać osobiście.
- Zaskoczyłaś mnie.
"Beznadziejna wymówka", pomyślał sekundę później.
- Skoro nie masz zamiaru mi mówić, po co zostawiłaś numer?
- Atak najlepszą formą obrony. Chciałam się przez chwilę poczuć jak w filmie. Byłam o krok od dopisania 'call me maybe', ale Pandora się wkurzyła i wyrwała mi długopis. Jest trochę niezrównoważona.
Wywrócił oczami. Dlaczego mu to mówi? Zaczynał tracić cierpliwość.
- Nie obchodzi mnie to, chcę tylko wiedzieć jaki masz interes. Jeśli ci się nudzi, to muszę ci powiedzieć, że mam to gdzieś. Jestem zajęty. Nie mam na ciebie czasu.
Pożałował, że to powiedział. Z miejsca poczuł się jak arogancki dupek.
- Kijami w złości połamiesz mi kości, ale wiesz, słowa mi zwisają. Mam ważny interes, owszem. Nie jestem na tyle nowoczesna aby zdradzać ci wspaniałe wieści przez telefon.
Zmienił jej się głos. Teraz była chłodna i mówiła z lekceważeniem.
- Zrób wyjątek.
- Wiesz co, chyba cię jeszcze trochę pomęczę. Tak naciskasz, że aż żal odbierać ci przyjemności poznawania prawdy małymi kroczkami. Dałam ci już jedną podpowiedź, następna to, uwaga: płacz.
I zanim zdążył odpowiedzieć, że nie interesuje go uczestnictwo w żadnych gierkach, rozłączyła się.

Po dwunastej w nocy jeszcze nie spał. Siedział przy biurku, z głośników podłączonych do laptopa płynęła cicha muzyka. Przed sobą rozłożył pożyczone notatki i chociaż miał ambicję by gruntownie je przejrzeć, nie potrafił się skupić. Obok lampki leżała pognieciona kartka z numerem. Był na siebie zły, co wydaje się całkowicie zrozumiałe. Mógł pozbierać się wczoraj do kupy i otworzyć tę cholerną furtkę. Nie zrobił tego, bo...?
Tak, zaskoczyła go, ale mimo wszystko jest dwudziestodwuletnim facetem, a zachował się jak przerażony niespodziewanym gościem przedszkolak.
Płacz.
Jaka była pierwsza podpowiedź? I kiedy ją zdradziła?
Wypluł przekleństwo. Dał się wciągnąć, oczywiście, owinęła go sobie wokół palca, tak jak to zrobiła kilka miesięcy temu.
Z wściekłością sięgnął po kartkę, złożył samolot, naśladując linie zagięć, otworzył okno i wyrzucił go. Światło latarni pokazało, jak porwany nagłym podmuchem wiatru wiruje, oddalając się od domu Kubackich.

12 komentarzy:

  1. Witaj!
    Opowiadanie o Dawidzie? :) Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę! Trafiłam tu z tumblra, przeczytałam i jestem na tak. Zainteresowała mnie fabuła, wykonanie jest dobre, więc czego chcieć więcej? Będę tu zaglądać i bardzo Ci dziękuję za rozpoczęcie opowiadania o jednym z moich ulubionych skoczków. Trzymaj się! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki. Nie mam w głowie rozrysowanej fabuły, raczej piszę to, co wpada mi do głowy, więc tak właściwie to nawet nie wiem jak ten ff się skończy :P
      Bardzo lubię twoje opowiadania, tak btw ^^

      Usuń
    2. Ha, ha. Ja mam tak, że wiem jak opowiadanie się skończy, ale nie mam żadnego planu co do tej części między prologiem, a epilogiem :D Spontan jest najlepszy, pomysły przyjdą w trakcie pisania :) Pozdrawiam i dziwię się, że w komentarzach taki spokój. Gdzie te skokowe czytelniczki? :P

      Usuń
    3. Oprócz tumblra nigdzie nie rzucałam linkami, więc cisza raczej usprawiedliwiona.
      Ja mam z pięć skokowych fików rozpoczętych, ale wszystkie utknęły w martwym punkcie. Może natchnienie przyjdzie z czasem.
      Pierwszy raz zdecydowałam się na publikację w necie, bo w sumie pisanie dla siebie przynosi sporą satysfakcję, ale jest ona jeszcze większa kiedy ktoś z zewnątrz czyta i ocenia wypociny :D

      Usuń
    4. Dokładnie. Ja już sobie spokojnie czekam na kolejny part :) Jestem niezmiernie ciekawa tego opowiadania :)

      Usuń
  2. Pan Kubacki ojcem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co narzędziem rozpłodowym.
      Tak bardzo nie potrafię trzymać języka za zębami.

      Usuń
    2. Domyśliłam się po tym płaczu :D

      może za jakiś czas zostanie ojcem,wizja jego z dzieckiem wydaje się być ciekawa :D

      Usuń
  3. Tak, ja również wyczuwam dzidziusiowi wątek. I ta Inez... Wydaje się być bardzo ciekawą i charakterną osóbką.
    W każdym razie bardzo mi się podoba i z pewnością będę czytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz :D
      Cóż, Inez jest... mam nadzieję, że nigdy nie poznam w rzeczywistości takiej Inez :P

      Usuń
  4. Tak bardzo dziękuję Ci za opowiadanie o Kubackim własnie! Jestem uzależniona od jego anielskich loczków, jest po prostu moim ulubionym polskim skoczkiem ;D! Będę czytać z zapartym tchem to opowiadanie, pisz pisz! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie od razu informuję, że dzisiaj wstawiam kolejny rozdział :D
      Kubacki ma powodzenie, to dla mnie niespodzianka :P
      Dzięki za komentarz :>

      Usuń