papierowe samoloty

piątek, 20 grudnia 2013

III. komplikacje na dwóch frontach

Każdy nasz czyn pociąga za sobą mniej lub bardziej znaczący skutek. Niektóre błahostki zaskakują, bo skutkują lawiną konsekwencji, a niektóre kamienie milowe odchodzą w niepamięć niemal bez echa.
Wszystko działa na zasadzie łańcucha. To wybór powoduje czyn, który daje rezultat. Wybór jest natomiast owocem rezultatu, bo uczymy się na błędach popełnianych raz, dwa, czterdzieści razy, więc teoretycznie rzecz ujmując, końce łańcucha są ze sobą sczepione.
Od prywatnych preferencji zależy czy lubimy jednostajnie powielać jeden motyw łańcucha. Są osoby, które nigdy nie wchodzą do tej samej rzeki ponownie, są też takie, które nigdy nie potrafią sobie wpoić, że rzeka jest niebezpieczna, a są również ci świadomi ryzyka masochiści- najbardziej niezrozumiana grupa i na szczęście bądź nieszczęście najbardziej liczna.
Nie oszukujmy się, jednostki tworzą zastępy identycznych łańcuchów z zadowoleniem. Większość z nas kocha tonąć.
Tonięcie to skutek uboczny wyboru. Zatonięcie to skutek uboczny czynu. Co jest skutkiem ubocznym rezultatu?
Dobrowolna decyzja ponownego rzucenia się w wir?
Tendencyjnie postrzegamy życie jako pasmo czarno-białych ogniw. Wciąż skupiamy się na jednym punkcie widzenia, chociaż każdy z nas widzi paletę barw nie do policzenia.
Nie toniemy, umieramy. Nie toniemy, zasypiamy. Nie toniemy, uspokajamy się.
Dajemy obietnice bez pokrycia, doskonale przewidując następstwo.
Wchodzimy w skład cyrku idiotów, wykonując sztuczki na trapezie zwanym życie i wydaje nam się, że skoro raz się udało, możemy powtarzać jeden wyczyn do śmierci i zawsze wychodzić bez szwanku.
Lubimy robić mądre rzeczy wbrew zasadom i głupie wobec zasad.
Jest jedna sprawa, która wciąż pozostaje niewyjaśniona: dlaczego to, co złe, przypisujemy siłom wyższym?
Wybór, czyn, skutek.

Tonięcie, utonięcie, dobrowolna decyzja zza światów.
Życie jest takie banalne.

*
Pod koniec maja bracia Miętus postanowili zorganizować imprezę z dwóch powodów. 
1. Zgrupowanie było za pasem, więc aby tradycji stało się za dość, ktoś musiał zorganizować swojską popijawę.
2. Grzesiek Miętus oficjalnie skończył szkołę, zdając maturę, a nie ma lepszego uwieńczenia wstąpienia w dojrzałość jak głośna muzyka, rozmowy o niczym i dzikie pląsy na prowizorycznym parkiecie pomiędzy kanapą a ławą. 
Kubacki był aktualnie w momencie życia, gdzie obojętność była na porządku dziennym, więc bez zastanowienia potwierdził swoje przybycie. 
Odkąd wrócił z Katowic, życie toczyło się monotonnym rytmem, wciąż za wolno. Dawid tak bardzo pragnął oderwać się od codzienności, że coraz częściej zamiast porannego joggingu wybierał opcję nocną, a za lotnisko służył mu od pewnego czasu zagajnik na wzgórzu za Szaflarami, gdzie skoczek mógł bawić się w efektowne manewrowanie pomiędzy sosnami. Jeden z jego akrobacyjnych ekscesów zakończył żywot ukochanego szybowca. Po tym wydarzeniu dawidowa apatia została zastąpiona przez dawidową furię i sam Dawid nie wiedział, co jest gorsze.
Miał sporo wolnego czasu na przemyślenia, co nie było specjalnie pozytywne, dlatego też wizja imprezy była podwójnie kusząca.
Samolot Inez leżał zgnieciony w kulkę w koszu pięć razy i pięciokrotnie zdezelowany, ale złożony na biurku. 

W ostatni weekend maja znajomi Krzyśka i Grześka zawitali do ich działkowego domku pod Zakopanem. Wydawało się, że bracia zaprosili całą polską armię, bo domek pękał w szwach, a wciąż pojawiali się nowi imprezowicze. Krzysztof był zły na Grześka, bo ten zwołał pół swojej szkoły, a Grzesiek na Krzysztofa, który nie omieszkał wystosować zaproszeń do wszystkich znanych mu osobistości, łącznie z trenerem, który szczęśliwie się nie pojawił.
- Te małolaty są nieprzewidywalne- denerwował się starszy Miętus, podpierając ścianę razem z Dawidem.- Już raz tak było i musieliśmy wyrzucić dywan do śmietnika, a potem tłumaczyć się przed mamą, bo jego koleżaneczka za dużo wypiła i wymiotowała dalej niż widziała!
Kubacki ze znudzeniem potakiwał, degustując wymyślny drink zrobiony przez Zapotocznego- samozwańczego barmana wieczoru. Piętnaście minut później, gdy Grześ skończył szalonego trojaka do dyskotekowych bitów i opuścił dwie przyjaciółki, podszedł do Kubackiego.
- Mój brat zidiociał. To chyba jakaś starcza demencja, czy coś... 
Dawid uśmiechnął się pod nosem. Odkąd młody Miętus napisał egzaminy, wplatał w wypowiedzi terminy, których czasami sam nie rozumiał, ale brzmiały mądrze. 
- Bo?
- Spójrz. 
Grzesiek kiwnął głową w stronę wejścia.
Krzyś stał w otoczeniu grupki ubranej w czarne, przystrojone łańcuchami, dziurami i klamrami stroje, jakie dzieci zazwyczaj zakładają na bale halloweenowe. Dziewczyny w ciężkich butach na wysokich platformach górowały nad Miętusem, sprawiając, że w swoich czerwonych trampkach i o głowę niższy wyglądał po prostu śmiesznie. Jego rumieniec widać było w przyciemnionym świetle z drugiego końca salonu, bo spódniczki nieznajomych kończyły się przed połową ich ud. 
Przybycie tajemniczej gromady 'mroków' (jak określił nowych gości Grzesiek) wkrótce wyjaśniło pojawienie się Mojżesza 2. Okazało się, że Krzysiek zaprzyjaźnił się z ich katowickim gospodarzem na tyle, by wystosować do niego zaproszenie na imprezę, a Mojżesz 2 miał całą rzeszę bliskich przyjaciół, których zabrał ze sobą.
Zagubiony Krzysztof widocznie wahał się pomiędzy ucieczką gdzieś w głąb domku, a skuleniem się w kącie. Zanim zdążył jednak zareagować, nowo przybyli rozgościli się, atakując arsenał z alkoholem. Wywołali niemałe poruszenie swoją obecnością. Zmieszani znajomi Grześka ustępowali miejsca, a starsza świta zerkała z niepokojem na rozwój sytuacji.
Kubacki przyglądał się jak Krzyś nieśmiało podtrzymuje rozmowę z dziewczyną w poszarpanych pończochach. To było zadziwiające, bo zazwyczaj unikał kontaktów z nieznajomymi. Nigdy nie grzeszył elokwencją, a czasami po prostu nudził.
- Siemasz blondi.
Podszedł do niego Mojżesz 2. Trzymał w ręku tajemniczą mieszankę Zapotocznego, uszczęśliwionego, że wreszcie znaleźli się koneserzy, którzy nie kręcą noskiem na jego sztukę. 
- Kto to jest?- zapytał Dawid, patrząc na postać obok Krzyśka.
- Szajbnięta Pandora.
Wytrzeszczył oczy, uświadamiając sobie, że słyszał to imię już niejednokrotnie. Jak dotychczas wyłącznie z ust Inez.
Mogła tutaj być, znała przecież Mojżesza, pomyślał, rozglądając się dookoła.W tym momencie nie chciało mu się zastanawiać nad tym jak właściwie Krzysiek i Szajbnięta Pandora się poznali. Przez jego myśli przewędrowała defilada wydarzeń, które mogą dojść dzisiaj do skutku, jeśli ona faktycznie tam była.
Uważnie ponownie zlustrował wszystkie twarze, ale kpiącego uśmiechu brunetki nie wychwycił.
Kamień prawie spadł mu z serca. Prawie, bo nagle poczuł coś dziwnego, co mógł określić jedynie słowem "zawód". A przecież nie chciał się tak poczuć. Czy chciał?
Nawet jej nie zobaczył, a zdążyła namieszać mu w głowie.
Właśnie zamawiał u Andrzeja drugą kolejkę niebieskawego specyfiku, gdy usłyszał:
- Wszystkie drogi prowadzą do Kubackiego.
Jednym haustem opróżnił plastikowy kubek i odwrócił się do dziewczyny.
- Podejrzewam, że ten twój Jezus mógł maczać w tym palce.
- Jezusa bym w to nie mieszał.
- W sumie racja, chłopina ma na głowie kilka ważniejszych spraw.
Nie potrafił oswoić się z jej beztroską postawą. Wtedy, już niemal sześć miesięcy temu, w ogóle mu to nie przeszkadzało. Teraz był po prostu zażenowany.
Może gdyby ta biała bokserka nie opinała jej brzucha tak bardzo, byłoby łatwiej skupić się na sklejaniu zdań.
Kiedy tak stali obok prowizorycznego baru z szafek ułożonych na doklejkę, Inez wdała się w platoniczną konwersację z Zapotocznym. Andrzej był przeważnie duszą towarzystwa, a po kilku głębszych wręcz lwem salonowym, mimo to Dawid nie potrafił przyswoić sobie sceny, którą odgrywał z dziewczyną. Dla niego Inez wciąż była trochę zbyt niezwykła i trochę za mało powściągliwa.
- Kto cię tak pobłogosławił?- Zapotoczny ze śmiechem wskazał jej brzuch.
Przy tak drobnej budowie ciała od razu było widać, że jest ciężarna.
- Świętoszek niemowa. Ale kadzidło miał całkiem prężne.
Z szerokim uśmiechem patrzyła jak Andrzej chichocze.
Nie obdarzyła Kubackiego spojrzeniem nawet kątem oka. Nalała sobie wody i odeszła.

- Pandora skołowała jakiś ekskluzywny towar, wolę się ulotnić, żeby mnie nie kusiło.
Jej głos wtargnął nagle pomiędzy stłumione dźwięki muzyki i śmiechu.
Dawid  wyszedł na zewnątrz jakiś czas temu. Nie umiał określić jak długo siedział na ławce, bezczynnie gapiąc się w osnute grubą warstwą chmur niebo.
- Rozsądnie- mruknął, odwracając głowę w przeciwną stronę.
- Wiem. Narkotyki grożą ciążą, a ciąża grozi zakazem brania narkotyków.
Przysiadła się obok. Kubacki miał wrażenie, że tumany niezadanych pytań ciążą im bardziej niż ulewa nimbostratusom.
Znów nadciągnęła fala styczniowych wspomnień. Nie mógł się powstrzymać aby na nią nie spojrzeć. Bawiła się wisiorkiem ozdabiającym jej szyję. Zapamiętał go dokładnie na okoliczność ich bardzo bliskiego kontaktu w klubowej toalecie.Widocznie nigdy go nie zdejmowała.
Inez półleżała z przymkniętymi oczami i głową odchyloną na oparcie ławki. Na jej ustach błąkał się lekki uśmiech.
- Wiem, że masz mnie za przelotną dupodajkę i nie wierzysz w swoje rzekome tatusiowanie. Nie zależy mi na tym, żebyś uwierzył.
To zdążył wywnioskować sam. Pytanie brzmiało: jaki w takim razie był cel w uświadamianiu go?
- Widzisz, daję ci wybór.
Zmarszczył brwi.
- Mogę sobie zdecydować czy zostać tatusiem czy nie?
Uśmiechnęła się szeroko. Cienie pod jej oczami na chwilę przestały być widoczne.
- Niezła samowolka, nie?
Momentalnie cała sytuacja wydała mu się tak absurdalna, że nie mógł powstrzymać gorzkiego śmiechu.
Jakkolwiek pospolicie by to nie brzmiało, przecież życie nie jest żadną grą.
A Inez właśnie tak je postrzegała. W jej ustach wszystko było błahe i nieskomplikowane.
Decyzja o przyszłości nienarodzonego jeszcze dziecka jak decyzja o tym, którą inwestycję w "Monopoly" wykupić jako następną. Zaczął się zastanawiać, czy w słowniku Inez istnieje w ogóle słowo "odpowiedzialność". 
I nagle poczuł się jak ostatni hipokryta.
Odpowiedzialność? To on beztrosko postanowił zabawić się z obcą dziewczyną. Nikt go także nie zmuszał do ujarania się. I ona wcale nie ciągnęła go do tej łazienki.
W końcu, po długiej chwili ciszy odważył się znów na nią spojrzeć.
- Zrobimy test?- zapytał, a jego głos zabrzmiał dziwnie chropowato.
- Pewnie. Kiedy Nugget zobaczy światło dzienne.
- Pytam czy zrobimy go teraz. W trakcie ciąży.
Posłała mu pobłażliwy uśmiech.
- Wiesz, że lubię patrzeć jak ludzie żyją w niepewności. Trochę urozmaicenia w tej pozbawionej polotu, szarej egzystencji nigdy nikogo nie zabiło.
Zamknął oczy, tłumiąc gniew.
Trafiła się dziewczyna-huragan. Oczywiście na jego drodze. 
- Dlaczego tak bardzo lubisz się drażnić?
- Zazwyczaj dostajesz odpowiedź na tacy?
Przegrał kolejną potyczkę na słowa.
Inez niespodziewanie podniosła się z ławki.
- Wow, kopie jak walnięty- mruknęła, przelotnie głaszcząc swój brzuch.
Już odchodziła, kiedy zawołał:
- To chłopiec?!
- Póki co, to Nugget- krzyknęła przez ramię, zostawiając Kubackiego z mętlikiem w głowie i toną niepewności.
I wielkim problemem, który martwił bardziej niż te cholerne pseudo drinki Zapotocznego.

Fetowali prawie do świtu. Niektórzy wyjechali wcześniej, niektórzy solidarnie zostali do białego rana, by pomóc Miętusom pobieżnie posprzątać. Czekający aż alkohol do końca ulotni się z jego organizmu Kubacki, był członkiem ekipy sprzątającej.
Domek jawił się jako siódmy krąg piekieł. Bracia Miętus nie przewidzieli, że liczba gości dobije w przybliżeniu do dwóch setek. Oni nawet nie mieli tylu znajomych, nieważne co mówiły profile na facebooku.
Puste puszki i butelki po piwach znajdywali w najróżniejszych miejscach. W toalecie, fantazyjnie powkręcane w miejsca żarówek w żyrandolach, pozawieszane na sztachety płotu. Podłoga saloniku została wyłożona paczkami po chipsach. Oprócz standardowych zabrudzeń na stan domku wpłynął również wciąż unoszący się dym papierosowy (i nie tylko). Grzesiek nadal był zły na brata za zaproszenie Mojżesza 2. Gniew młodego Miętusa wzrósł jeszcze bardziej, gdy znalazł w umywalce zużytą prezerwatywę.
- TO NA PEWNO KTÓREGOŚ Z TYCH MROKÓW. TŁUMACZ SIĘ TERAZ!- zagrzmiał, groźnie wytykając Krzysztofa palcem.
Wydawało się, że Krzyś za chwilę skurczy się do rozmiarów Calineczki.
Kubacki obserwował wszystko z bezpiecznej odległości, nie chcąc dostać od zdenerwowanego Grzesia puszką w głowę.
- Nie wiedziałem, że weźmie tylu swoich- mruknął Krzysiek, smętnie zamiatając popiół z papierosów pod stary dywan.
- Skąd ty w ogóle znasz takich typów?!
Pierwsza puszka świsnęła nad głową starszego Miętusa.Ten jednak niczego nie zauważył, skupiając się na swoim zadaniu. Dopiero szczęk metalu sprawił, że zapaliła mu się czerwona lampka w głowie.
- Poznaliśmy go z Mustafem. W Katowicach. Miły facet.
Druga puszka wylądowała tuż przed stopami Krzysia.
- Ano faktycznie, miły. Zabrał Magdę do tej łazienki i nie wykluczam, że było im miło!
Dawid parsknął śmiechem, który szybko zamaskował nagłym atakiem kaszlu.
- A w ogóle, to kim jest ta Hrabina Drakula, z którą tak namiętnie konwersowałeś przez cały czas?- Grzegorz ponowił atak, tym razem z innej strony i trzeba przyznać, że trafił w samo sedno, bo jego brat zmieszał się jeszcze bardziej.
- Nieważne.
Grzesiek przez chwilę przyglądał się jak policzki Krzysztofa czerwienieją.
- No nie mów, że zabiła ci klina?
- Odwal się.
- A ja to bym chciał wiedzieć kim jest ta ciężarna, która z nimi przyszła- Zapotoczny skończył właśnie wyjmować imprezowe rozmaitości z wnętrza tapczanu.
Dawid zastrzygł uszami.
- Kubackiego pytajcie. Ucięli sobie w nocy pogawędkę na zewnątrz- do domku wszedł Maciek Kot z naręczem butelek, do którego najwyraźniej dotarło ostatnie pytanie.
Kubacki postarał się wyglądać wiarygodnie w trakcie upychania śmieci w worku. Jakby nie usłyszał słów Kota. Jednocześnie zastanawiał się skąd Kot zaczerpnął taką wiedzę. Jeśli osobiście ich widział, czy słyszał też, o czym rozmawiali?
- Pandory koleżanka- mruknął Krzysiek i w tym momencie rozmowa znów skupiła się na gnębieniu go.
Szczęśliwie dla Kubackiego, mniej szczęśliwie dla Miętusa.

Wracał do domu, zastanawiając się nad zachowaniem Krzyśka i Maćka. Jeden problem zrodził kolejny, kto wie czy nie poważniejszy. Wciąż prawdopodobnym było, że Inez kłamie, ale jeśli Kot dosłyszał pewną dawkę informacji i dodał dwa do dwóch, Dawid wolał nie wyobrażać sobie afery, która mogła z tego wyniknąć. Kot bywał nieprzewidywalny i wyjątkowo samolubny. W gruncie rzeczy nie dało się przewidzieć jego kroków.
Tak jak kroków Inez, pomyślał, skręcając na podjazd. Otworzył pilotem bramę, ale zanim wjechał, coś w skrzynce pocztowej przyciągnęło jego uwagę. Z otworu wystawała szpic kartki.
Owym czymś okazał się samolot. Tym razem z papieru ekologicznego, żółtawy i szorstki w dotyku.
Kubacki westchnął głęboko. Schował znalezisko do kieszeni, wrócił do samochodu i wjechał do garażu. Silnik zgasł, a on jeszcze przez długą chwilę siedział w samotności, rozmyślając o tym gorzko-słodkim piwie, którego nawarzył.
Sytuacja komplikowała się coraz bardziej. W powietrzu wisiały nadchodzące zmiany, były prawie namacalne.
Jeszcze do niedawna był pewien, że pragnie od życia wyłącznie spokoju. Teraz, na okoliczność całej gromady wariacji, których doświadczył i tych, których miał doświadczyć, nie był już taki zdecydowany. A powinien. Jeśli chce coś ugrać na Letnim Grand Prix, niepodjęte decyzje, krążące wokół jak sępy w żaden sposób mu nie pomogą.
Ale jak miał ufać nieznanej osobie, która (niewykluczone) była szalona? W takich sprawach "słowo harcerza" jest warte tyle, co nic. A ona nie dała nawet tego.
W dodatku przypałętał się Kot, który odprowadził go znaczącym wzrokiem, kiedy wyjeżdżał z działki Miętusów.
Kłopoty rodziły nowe kłopoty. 
Wcale by się nie zdziwił, gdyby nagle spadła ich cała lawina.

7 komentarzy:

  1. Nie dodał się mój komentarz pod poprzednim rozdziałem ;-;
    w każdym razie: HAHAHAHAHAHAHHAHAAHAHAH ♥!
    Kocham Twoje opowiadanie, te dialogi, teksty Inez...
    "- Świętoszek niemowa. Ale kadzidło miał całkiem prężne. " <- to rozbiło mnie całkowicie na łopatki, aż sobie to zapisałam w telefonie.
    Choćby się waliło i paliło, kończył się świat, wiedz, ze będę czekać z utęsknieniem na każdy kolejny rozdział Twojego opowiadania. Jest to coś innego, takiego pomysłu jeszcze nie było.
    Więc nie zrażaj się brakiem komentarzy - pisz i pisz, bo wychodzi Ci to super :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danke, danke. O nie, z pewnością nie zamierzam przestać pisać, kierowanie tymi postaciami sprawia mi zbyt dużą frajdę :D

      Usuń
  2. Kolejny bardzo przyjemny rozdział. Czytając, mrużyłam oczy i bardzo się skupiałam, by nie stracić wątku :) Opis imprezy wywołał na mojej twarzy szeroki uśmiech - teksty były powalające, a już najbardziej ten z kadzidłem, który wyżej przytoczyła adelheidis :D To opowiadanie ma ten specyficzny urok czegoś innego, powiewu świeżości. Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej czegoś takiego nie czytałam. Większość opowiadań o skoczkach (w tym także moje, niestety) toczy się według utartych i wałkowanych od dawna schematów, a tutaj... nie. I to właśnie jest fajne, więc trzymaj tak dalej :) Pozdrawiam świątecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z lekkim opóźnieniem, ale odpisuję. Dolegał mi niedobór czasu, dlatego IV rozdział jeszcze nawet nie zaczęty.
      Raz jeszcze dzięki. Niesamowicie jest wiedzieć, że ktoś te wypocinki mało tego, że czyta. to jeszcze lubi :D

      Usuń
  3. Matko,ja naprawdę nie wiem skąd się biorą ludzie, którzy pragną od życia świętego spokoju jeszcze przed ukończeniem trzydziestego roku życia.
    W takim wieku można sobie, owszem, tego spokoju pragnąć, ale raczej sporadycznie i na pewno nie należy się z tym obnosić, bo nie wypada i za takie myślenie wyrzucają z akademika, nieodwołalnie.
    Spokój będzie miał na emeryturze, może. A teraz ma Inez, samolot i imprezę, na którą przyszło dwieście osób, mimo, że pewnie w zamierzeniu miało ich być tak z dziesięć razy mniej.
    Pozdrawiam.
    [piec-sekund]

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisze ten rozdział po raz drugi, bo jak to w życiu bywa jeden nieodpowiedni ruch i wszystko poszło w .....
    W tamtym poprzednim wychwalałam Cię za wykreowanie Inez. Ujęłaś mnie jej charakterkiem, widać że to bardzo silna dziewczyna, która nie da sobą manipulować. To bardziej ona manipuluje innymi, a zwłaszcza Dawidem. Wciągnęła go sidła własnej gry i to ona ustala zasady. Chłopak mimo niepewności co do swojego ojcostwa wkroczył w tę grę, ale chyba nie do końca wie jaki dziewczyna ma cel w tym wszystkim. To nie jest zagubiona dziewczynka, która nie wie czym może zakończyć się "chwila zapomnienia" z facetem. Zastanawia mnie też czy to na pewno Dawid jest ojcem dziecka?
    Urzekłaś mnie swoim stylem, bo kocham kiedy ktoś wplata w rozdziały tego typu refleksje. Problemy z którymi każdy z nas mógłby się w tej chwili zmagać.
    Podsumowując: charakterne postacie, dowcipne dialogi i nutka refleksji.Czyli to co ja osobiście kocham w opowiadaniach. Czekam na następny rozdział, o którym mam nadzieje mnie powiadomisz.
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    ps. zapraszam też do siebie, bo jakoś dawno Cię nie widziałam, a zaległości rosną. Dzisiaj kolejny rozdział :-)
    http://the--bittersweet--life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie długo każesz na siebie czekać :-(
      Mam nadzieje, że wkrótce zaspokoisz moją ciekawość i wreszcie pojawi się nowy rozdział. Pozdrawiam serdecznie
      Marzycielka

      Usuń